wtorek, 28 grudnia 2010

Święta, święta


Dla wielu święta to zabiegany czas. Sprzątamy, gotujemy, kupujemy. Często zapominamy o dzieciakach. Najchętniej byśmy je gdzieś podrzucili by nie przeszkadzały. A przecież święta to powinien być czas spędzany rodzinnie, blisko, razem. Nie zapomnijmy o dzieciach w wirze przedświątecznych przygotowań - one bardzo dobrze mogą się wpasować w nasze zabieganie.
Radzę wszystkim przed świętami trochę zwolnić. Może niekoniecznie trzeba myć wszystkie podłogi, można przecież zrezygnować z niektórych potraw. Za to przygotujmy się do świąt razem - rodzinnie. Dzieci będą zachwycone, gdy usiądziemy przy stole i stworzymy własne bombki czy ozdoby świąteczne. Bombli - to wersja najprostsza - wystarczy trochę akryli, plastikowe niewzorzyste bąbki i chwila czasu. Dobrze też zaopatrzyć się w klej i brokat - to przysparza dużo radości małym dzieciom.
Oczywiście równie dobrze jest zrobić papierowe ozdoby choinkowe. I tutaj także przedszkolak świetnie się spisze, a czym starsze dziecko tym trudniejsze zadanie możemy wymyślić.
A jeśli chodzi o przedświąteczne wypieki - wspaniałą sprawą są pierniczki. Wystarczy zrobić ciasto a dzieciom dać wałek i trochę foremek, by powykrwałay swoje kształty. Świetnie spisują się też przy ozdobianiu, zarówno lukrem jak i wszelkimi orzechami, posypkami - słowem możemy mieć pierniczki ozdobione bez najmniejszego wkładu z naszej strony.
No i najwspanialsze zadanie dla dzieci - dekorowanie choinki. Dajmy im jak najwięcej swobody i jak najwięcej zabawek własnoręcznie ozdabianych czy wykonanych. Niech święta będą czasem spędzanym wspólnie. Nie chodzi przecież o to by szyby lśniły, lecz o to by spędzić ten czas razem i spokojnie :)

Czego czywiście wszytkim na wszytstkie święta życzę :)

czwartek, 16 grudnia 2010

Prezenty



Idą święta a z nimi nieodłączny czas prezentów. Już od dawna reklamy bombardują nas ze wszystkich stron. A my zastanawiam się co sprezentować naszym pociechom. Bo z jednej strony kusi najnowsza lalka, super wystrzałowy samochód czy kolejny z wielu pet shop. Z drugiej strony chcielibyśmy może coś niepowtarzalnego, coś co nie zostanie odłożone w kąt do kolekcji wielu lalek czy samochodów.  Coś z czego nasze dziecko się ucieszy i będzie mogło bawić się długo. Zazwyczaj mamy też skromną nadzieję nie zbankrutować przy zakupie prezentów...
Ja polecam w zasadzie dwie kategorie prezentów. Po pierwsze wszystkie zabawki w które będziemy z radością mogli bawić się z dziećmi. Jest to inwestycja we wspólnie spędzany czas. Na dodatek każde dziecko się cieszy gdy może porobić coś z rodzicami. A więc puzzle, gry planszowe, książki z eksperymentami czy różnego typu zadaniami, klocki, domina, czy też zwykła modelina. Dobrze, gdy pod choinką znajdzie się coś w co po rozpakowaniu będziemy mogli od razu się pobawić. Wspólnie. Czas spędzany razem z dzieckiem jest tak naprawdę naszą największą inwestycją i dzieci największą radością.
Drugą dobrą inwestycją są zabawki edukacyjne. Brzmi to może trochę dziwacznie, ale wierzcie, można znaleźć zabawki edukacyjne, które zadowolą nawet dzieci. Tak było na przykład ze "stonogą Agatą" - zabawka dla małych dzieci, która uczy manipulować, zestawiając kolory. Kalina uwielbiała nawlekać koraliki - do dziś potrafi ją wyciągnąć i się bawić... Możemy znaleźć takie zabawki dla dziecka na każdym poziomie rozwoju. Dla bardziej dociekliwych - firma wydająca dobre zabawki edukacyjne, moim zdaniem, to epideixis. I wydaje mi się, że uczenie poprzez zabawę to najmądrzejsze co dziecku możemy dać. A lalka? Cóż znajdzie się pod choinką zapewne nie jedna...
Jeśli zaś chodzi o niemowlaka, zapewniam, najszczęśliwszy będzie w stertach szeleszczącego papieru...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Smoki i smoczki


Niemowlę, jak wszyscy wiemy, śpi i ssie. To dwie czynności, które są dla niego bardzo ważne. Oprócz tego oczywiście chce być noszone i chce pomachać małymi rączkami i nóżkami. Ale spanie i ssanie są bezwzględnie najważniejsze. A ponieważ maluch czasem ssałby bez przerwy pojawił się pewien wynalazek - smoczek. Wiele mam zadaje sobie pytanie - dać czy nie dać...
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że podanie smoczka noworodkowi jest dość kontrowersyjne. Taki maluch nie ma jeszcze odruchu jedzenia. Przy życiu utrzymuje go instynkt ssania, który dopiero po paru tygodniach nabiera bardziej świadomego znaczenia - jako zaspokajanie głodu. Gdy takiemu dziecku podamy smoczek, może zdarzyć się, że odrzuci pierś. Sama spotkałam się z dzieckiem, którego matka bardzo cieszyła się iż w wieku dwóch tygodni przesypia noce. Jak zakwili, mówiła, wystarczy podać mu smoczek. Dla dziecka jednak skończyło się to źle - okazało się że jest nie dożywione (prawie nie przybierał na wadze). Tym dość drastycznym przykładem chcę uzmysłowić jak ważne jest ssanie dla naszego niemowlaka.
Jednak po kilku tygodniach dziecko już przyzwyczajone jest do piersi i podając mu smoczek nie wyrządzimy mu tak wielkiej krzywdy. Wiele mam decyduje się więc płaczącemu dziecku zamknąć buzię. Ja jednak proponowałabym choć rozważyć inne rozwiązanie. Nasze małe dziecko rośnie szybko, a potrzeba ssania zacznie maleć około 4 miesiąca. Poczekajmy ze smoczkiem a może okaże się on niepotrzebny. Przecież to piękne chwile bliskości, gdy przytulone do nas niemowlę ssie. Nasze małe dziecko potrzebuje być przy nas, czuć nasz zapach, bicie serca. Pozwalając mu być koło nas budujemy w nim ufność do świata i do tego, że wszystko jest na swoim miejscu - właśnie tam gdzie powinno być. Czyli niemowlę w ramionach matki, nie zaś odseparowane, gdzieś ze smoczkiem w buzi. Potrzeba jednak dużo cierpliwości by cały czas wędrować z dzieckiem przy piersi. Czasem chce się odpocząć, a w tym czasie nasze dziecko już pięknie ssie kciuk - tak też było i z Kaliną. Z Gają postanowiłam spędzać przy piersi tyle czasu ile jej będzie potrzebne - i jest uśmiechniętym niemowlakiem dla którego smoczek jest tylko małym smokiem z bajki ;)

wtorek, 7 grudnia 2010

Na spacer


Zima nadeszła a wraz z nią mrozy i śniegi. Czyli okres wspaniałych atrakcji dla dzieci. Zamki, bałwany, igla, sanki i śniegowe kulki. Chyba każde dziecko kocha taki czas. I tylko matki czasem trzeba przekonać by z domu dziecko wypuściły. Bo zimno, i wieje i na pewno się przeziębi.
Moje córki wychodzą prawie codziennie na spacerek. Uwielbiają to, szczególnie Kalina, która już marzy o bałwanie. I jakoś nie chorują. Zaczęłyśmy od razu po porodzie. Wydaje mi się, że to najlepszy moment - mały przyjemny spacer z mężem i dzidziusiem, gdy tylko jest tyle sił by wyjść z domu.  To takie proste - ubieramy dzieci i wychodzimy. Ale...
No i tu zaczyna się problem. Gdy widzę maluchy, które wrzeszczą bo są ubierane jak na sybir na drogę do samochodu (może z 500 m) to zastanawiam się czemu ich rodzice w tym samym czasie biegają bez czapki, szala w rozpiętej kurteczce. I co te dzieci muszą mieć na sobie by na dłużej z nimi wyjść? Przecież przegrzanie dziecka grozi chorobą. I to jeszcze szybciej niż zmarznięcie. Oczywiście nie zachęcam tutaj do puszczania dzieci nago. Ale do zachowania pewnego umiaru. Do samochodu wystarczy ciepła czapa, kurta i kocyk do przykrycia nóżek - jak auto się nagrzeje kocyk można zdjąć. Ja w tym roku mojego niemowlaka jeszcze nie zapakowałam w kombinezon. Na dwór noszę w chuście - wkłada czapę, ciepłe buty i gruby polar. Grzejemy się nawzajem i spacerujemy uśmiechnięte. Ona czasem zaśnie i przyróżowią się jej poliki. Kalina oczywiście ma swój kombinezon w którym żadne śniegi nie są groźne - może tarzać się, wpadać w zaspę i jest z tego tylko dużo śmiechu. W zeszłym roku, gdy mróz sięgał -25 stopni, ona z ojcem zamek budowała dla księżniczki. I za nic do domu nie chciała wrócić. Taka to była zabawa. Ja niestety nie jestem taka zahartowana i nie wytrzymuję tyle co córka...
Polecam więc rozsądek i dużo śnieżnych spacerów. Dziecko musi być ubrane tak, by mogło się swobodnie ruszać. No i powinno dużo biegać, a nie siedzieć w bezruchu na sankach ciągniętych przez rodziców. Żadna pogoda wtedy dla dziecka nie jest groźna :)

wtorek, 30 listopada 2010

Przywiąż mnie mocno


Tyle się teraz pisze o noszeniu dzieci. Żeby były blisko, żeby nie płakały, żeby były spokojne. Próbujemy nosić. Ręce zajęte, po jakimś czasie zaczynają boleć... Jest dużo prostsze rozwiązanie - chusta. Wiele mam już ją wypróbowało i wie, że najlepsze co może być dla matki i dziecka to długi kawałek materiału, którym można się razem obwiązać. Jest wiele chust, każda mama możne znaleźć odpowiedni rodzaj, kolor, długość. Najważniejsze, by zacząć jak najwcześniej. Gaja była noszona od 5 dnia życia. To chusta sprawiła, iż już wkrótce po porodzie mogłam się swobodnie przemieszczać. To dzięki niej moje maleństwo spało spokojnie, a ja mogłam biegać ze starszym dzieckiem. I co najważniejsze to ona zapewniła spokój i poczucie bezpieczeństwa mojemu dziecku. Było mu dobrze gdyż czuło bicie mojego serca. A ja byłam swobodna. Uwolniłam ręce, mogłam wykonywać wiele domowych prac, a także bez problemu podróżować gdzie tylko chciałam. Tak poprowadziłyśmy warsztaty w wakacje, zwiedziłyśmy Chorwację i dotarłyśmy do miejsc niedostępnych dla wózków. Tak spędzaliśmy czas na koncertach do późnych godzin nocnych. A starsza córka? Ona też już nosi swoje miśki w chuście.
Dziecko, jeśli noszone od pierwszych dni po urodzeniu, nie sprawia mamie zbyt wielkiego ciężaru. Brzuch ważył zdecydowanie więcej niż nasz noworodek, nasze ciało jest przyzwyczajone do takiego ciężaru. Gdy nosimy codziennie to mięśnie regularnie ćwiczone przezwyczają się bez problemu do wzrostu wagi i nosi nam się lekko. Jeśli słodko przywiążemy niemowlę na brzuchu to będzie słyszało bicie naszego serca. A ponieważ w macicy miało mało miejsca, to mocne wiązania chust pozwalają poczuć mu się przez chwilę spowrotem jak w brzuchu. I zazwyczaj od razu zapada w sen.  I ocywiście takie wiązania są całkowicie bezpieczne dla maszego szkraba!
Więc bierzmy się do roboty i motajmy, motajmy, motajmy... Chwilka wprawy i uda nam się zawiązać dziecko wszędzie :)

czwartek, 25 listopada 2010

Co nieco o noszeniu


Gdy dziecko przychodzi na świat dostajemy je na ręce, chcemy  je utulić. Nosimy, przytulamy, bujamy. Jednak szybko okazuje się, że wielu ludzi odradza takie postępowanie. Przyzwyczaji się, mówią, i dopiero potem bedziesz miała kłopot. Nie noś go - jak się wypłacze to zaśnie. Często serce nam się ściska, ale odkładamy dziecko do łóżeczka, wózeczka czy fotelika. Dla jego dobra, myśląc w duchu.
Tymczasem dzieci od tysiąca lat były noszone, co było bardzo naturalnym sposobem wychowania. Zastanówmy się nad tym przez chwilę. Dziecko rodzi się znając na tym świecie tylko jedną istotę - matkę. Oprócz tego zna kilka dźwięków: bicie serca, głos matki i być może ojca, często puszczaną muzykę, stale powtarzające się hałasy. A jego mózg nie jest w pełni wykształcony i wieu rzeczy musi się nauczyć: przede wszystkim dziecko nie ma poczucia ciągłości. Gdy mama znika mu z zasięgu zmysłów - to dla noworodka tak, jakby znikła na zawsze. Stąd jego rozpaczliwy płacz, gdy nie ma nas w pobliżu. To nie fanaberia, nie żadna chęć podporządkowania sobie rodziców. To najzwyklejszy instynkt samozachowawczy. Bez mamy nie przeżyję - krzyczy nasze dziecko w swoim prostym języku.Więc weźmy je na ręce, prztulmy, nośmy. A jak nosić? Najlepiej w chuście. Gaja jest noszona w ten sposób od piątego dnia swojego życia. Lubi to, a ja mam ręce wolne do pracy i do zabawy :) Dziecko przy którym nieustannie jest opiekunka to dziecko spokojne i pogodne. A poza tym noszenie dziecka to jeden z pierwszych sposobów w jaki możemy przekazać dziecku, że je kochamy. Zatem pójdźmy za głosem instynktu i poprostu weźmy nasze maleństwo na ręce.
A później? Cóż, dziecko dużo noszone na rękach we wczesnym dzieciństwie, gdy zacznie poruszać się samodzielnie będzie z radością i ufnością penetrowało coraz dalsze obszary, aż w końcu porzuci nasze ramiona. Co przyniesie ze sobą i ulgę i żal.

sobota, 20 listopada 2010

Wtrącona w dziecko


Dowiadujemy się, że jesteśmy w ciąży. Ta wiadomość niesie ze sobą zawsze ogromny bagaż emocji. Niektóre z nas są w szoku, inne są zachwycone. Dla niektórych jest to długo wyczekiwany moment, dla innych jest to zupełne zaskoczenie. Jednak niezależnie od początkowych emocji pozostaje nam kilka miesięcy na przygotowanie się do rodzicielstwa. A jednak większość z nas jest kompletnie nie przygotowana na to co następuje po porodzie.
Muszę powiedzieć, że dla mnie decyzja o byciu matką była chyba najbardziej świadomie podjętą decyzją. A jednak to co nastąpiło po porodzie zaskoczyło mnie całkowicie. Mój głośny sprzeciw przeciwko zamknięciu mnie w domu z poniekąd uroczym niemowlakiem doprowadził do poszukiwania takiej formy rodzicielstawa, która pozwala na cieszenie się życiem w pewnym stopniu podobnym do tego sprzed porodu.
Cóż wobec tego czeka nas, gdy pojawi się dziecko? Jakkolwiek słodkie i wyczekiwane by nie było, należy sobie przede wszystkim zdać sprawę z tego, że jest to istota całkowicie od nas zależna i dość kiepsko porozumiewająca się ze światem zewnętrznym. Stereotypy na temat wychowania niemowlaków mówią, że istotę tę należy chronić przed jakimkolwiek kontaktem ze światem zewnętrznym, co prowadzi do przesiadywania w domu z wyjątkiem (oczywiście obowiązkowych) codziennych spacerów.
Kobieta zamknięta w ten sposób nie może być szczęśliwa, a jednoczesne wmawianie jej, że właściwie to jest wspaniały okres w jej życiu - nieraz prowadzi do głębokich frustracji. Bo przecież zastanówmy się rozsądnie, od tysięcy lat kobiety rodziły dzieci i przez wieki nie było możliwości odseparowania takiej kobiety od jej otoczenia. Kobiety z niemowlakami wędrowały, pomagały w najróżniejszych pracach i uczestniczyły w życiu swojej społeczności. I powrotu do takiego naturalnego stanu, gdzie młoda matka może aktywnie uczestniczyć w życiu społeczności oraz cieszyć się ze swoich zwyczajnych zajęć, nam wszystkim życzę :)

środa, 17 listopada 2010

Nakarmić piersią


Wracamy ze szpitala, dzieciątko nauczyło się ssać, wspaniale je, wszystko układa się wyśmienicie. I nagle okazuje się, że nie wiemy wielu rzeczy. Co to znaczy karmienie na żądanie? Czy dziecko się najada? I dlaczego płacze? Kiedy wreszcie prześpię noc? Jak karmić? Zazwyczaj zostajemy z tymi pytaniami same. A czasem zdarza się, że mamy zbyt dużo doradców - każdy ma swoją opinię na dany temat. A my jesteśmy po prostu zmęczone i zagubione...
Jeśli chcemy karmić dziecko piersią, to najlepszą znaną metodą jest "karmienie na żądanie" - czyli właśnie wtedy, gdy dziecko chce jeść. Dla każdego dziecka oznacza to coś zupełnie innego. Moja pierwsza córka była w tym względzie raczej regularna. W zasadzie od początku w dzień jadła co trzy godziny a w nocy co cztery. Można by powiedzieć - ideał. Druga natomiast zaraz po pierwszym karmieniu odsypiała poród, natomiast w drugiej dobie nadrabiała zaległości - jadła co godzinę! Początkowo byłam przerażona - co się dzieje, myślałam... Okazało się, że to jest jak najbardziej normalne. Każde dziecko jest inne i ma swój rytm.
Aby przetrwać początki karmienia wprowadziłam sobie pewne udogodnienia. Po pierwsze i najważniejsze - karmienie w pozycji leżącej. Pierwsze karmienie w szpitalu odbywa się właśnie w takiej pozycji, lecz potem pielęgniarki uczą najlepszej pozycji - jest ich kilka (w zależności od nauczycielki), ale wszystkie mają jedną wadę - trzeba siedzieć. Tymczasem bardzo wygodnie karmi się po prostu leżąc na boku. Po dojściu do pewnej wprawy  można w nocy karmić dziecko w zasadzie przez sen - co do dziś czynię :) Po drugie zapewnienie sobie dużej ilości picia pod ręką - aby nie trzeba było wstawać. No i dużo odpoczynku w dzień. Trzeba umieć poprosić o pomoc - przyjaciółkę żeby zrobiła zakupy, mamę by ugotowała obiad, kolegą aby poodkurzał, a męża by zajął się przewijaniem, bujaniem i kąpaniem, gdy wróci z pracy... Nasze zadanie to odpoczywać.
Gdy nie dajemy dziecku smoczka i karmimy gdy tylko chce - to na pewno się najada. Dziecko w tym wieku kieruje się swoją potrzebą ssania. Jest to instynkt, który nie zagłuszany przez smoczek, prowadzi do częstego ssania i prawidłowego odżywiania się.  Tym bardziej, że panuje tu prosta zasada - ssanie piersi powoduje wytwarzanie pokarmu...
Często słyszałam od młodych matek, że nie miały pokarmu. Jeśli chodzi o fizjologię, prawie nigdy się to nie zdarza. Aby pokarm się pojawił wystarczy przystawiać dziecko, gdy tylko tego potrzebuje, dawać mu się najejść i nie dawać smoczka i butelki, przynajmniej dopóki sytuacja z karmieniem się nie ustabilizuje. Zachowajmy cierpliwość i spokój a mleko na pewno się pojawi! Ponadto częsta potrzeba ssania nie koniecznie musi oznaczać brak pokrmu  - pamiętajmy że będąc w brzuchu dziecko otrzymywało pokarm w sposób ciągły.
Po kilku - kilkunastu dniach wszystko zaczyna powoli się normować, niemowlę daje nam kilka godzin odpoczynku, noce zaczynają być spokojniejsze a my możemy zabrać się powoli za jakieś dodatkowe działania.

piątek, 12 listopada 2010

Bujanie


Jak wszyscy wiemy przedszkolaki uwielbiają bujanie, kołysanie, huśtanie. Czasem aż trudno ściągnąć dziecko z huśtawki. To samo dotyczy noworodków. Przez 9 miesięcy były bujane w brzuchu, i to łagodne kołysanie usypiało je. Łatwo to było zauważyć - na spacerze czy podczas zakupów dziecko raczej bywało spokojne, lecz jak mama tylko wygodnie ułożyła się w fotelu czy na łóżku - ożywiało się. Po porodzie dziecko pamięta usypiające bujanie towarzyszące spacerom. Jak to wykorzystać? Wystarczy zakupić hamak. Noworodek umieszczony w hamaku bardzo szybko się uspokaja. Można też w ten sposób usypiać dziecko.
My już od pierwszych dni z Kaliną korzystaliśmy z tego wynalazku. Gdy nie miałam sił jej nosić - od razu kładłam ją do hamaka, a ona zasypiała. Hamak umieściliśmy nad naszym łóżkiem, więc gdy ona leżała w hamaku, ja mogłam spać pod nią, bujając ją od czasu do czasu. To umiejscowienia hamaku miało jeszcze jedną zaletę, gdy Kalina na wiosnę zaczęła budzić się o wschodzie słońca (a jak wiadomo słońce wiosną wstaje bardzo wcześnie), to przekładaliśmy ją do hamaka, i mieliśmy jeszcze około dwóch dodatkowych godzin snu.
Gaja też od razu polubiła delikatne bujanie w hamaku. Takie usypianie dziecka ma dodatkowe zalety - dostarcza bodźców szybko w tym okresie  rozwijającemu się zmysłowi równowagi. A także zaspokaja potrzebę dziecka do bycia w ruchu.
A gdy dziecko będzie wesoło raczkowało na podłodze można samemu skorzystać z uroków hamaka. Miłego bujania...

sobota, 6 listopada 2010

Pierwsze karmienie


Rodzimy nasze maleństwo, dostajemy je na ręce jeszcze w szpitalu, jesteśmy szczęśliwe choć zmęczone. I zaraz pojawia się pierwsze poważne wyzwanie - karmienie. Niby jest to naturalne, każda z nas jest do tego stworzona, a jednak rodzi się dużo problemów i pytań. Często brak jest kompetentnej osoby, która mogłaby nam pomóc.
Pierwsza sprawa to taka, że dziecko po porodzie należy jak najszybciej położyć na piersi mamy. Poród był bardzo stresującym wydarzeniem dla naszego noworodka, a jedyna rzecz, którą on zna w nowym świecie to uspokajające bicie serca matki. Poza tym maleństwo potrzebuje ciepła. Drugi powód jest taki, że dziecko powinno się od razu przystawić do piersi. Dlaczego? Bo ssanie piersi powoduje wydzielenie hormonów pomagających oderwać się łożysku od macicy - pomaga to zakończyć cały poród. Oczywiście większość kobiet i tak bez problemu rodzi łożysko. Ale tym które mają z tym pewien problem - zamiast od razu pomagać ambulatoryjnie, wystarczyłoby zapewne przystawić dziecko do piersi. Niestety w polskich szpitalach bardzo często najpierw zabiera się dziecko na badania. Zdarza się czasem, że po badaniach noworodek jest już tak zmęczony, iż zamiast ssać - zasypia. Pierwszy posiłek oddala się coraz bardziej.
Położony na piersi mamy noworodek sam będzie szukał sutka. Ten bardzo silny instynkt każe dziecku znaleźć sutek matki i zacząć ssać. Niesamowite jest patrzyć na noworodka, który dopiero się urodził, kręci główką i szuka... Bardzo często wystarczy więc po prostu odpowiednio ułożyć dziecko, a natura pomoże potoczyć się wszystkiemu w prawidłowy sposób.
Czasem jednak potrzebna jest pomoc, szczególnie tym mamą, które mają swoje pierwsze maleństwo, lub wtedy gdy porób był bardzo trudny, powikłany (na przykład cesarskie cięcie) albo dziecko trzeba było od razu zabrać na badania. Poza tym po porodzie kobieta jest zmęczona, chce odpocząć, potrzebny jest więc ktoś, kto ułoży odpowiednio dziecko. Warto więc porozmawiać z położną o tym przed porodem, sprawdzić jak szpital, który wybieramy podchodzi do karmienia. Można też wziąć ze sobą kogoś kto nam pomoże. I zacząć jak najszybciej karmić.
Pierwsze karmienie to nasze pierwsze spotkanie z dzieckiem. Moment bliskości i kontaktu. A także odpoczynek. Dziecko zasypia w naszych ramionach. Buduje poczucie bezpieczeństwa w nowym nieznanym świecie. Pozwólmy mu być jak najbliżej nas.

wtorek, 2 listopada 2010

Na basen

Z dzieckiem można iść na spacer, pobawić się klockami, porysować. A ja polecam wszystkim pójść z dzieckiem na basen. Czym wcześniej tym lepiej oczywiście.
My z Kaliną zaczęliśmy chodzić na basen, gdy miała około roku. Początkowo zajęcia podobały jej się tylko wtedy, gdy nie trzeba było moczyć głowy - przeciw nurkowaniu gorąco protestowała. Chwilami nawet zastanawiałam się, czy warto ją do tego zmuszać. Ale jak tylko zaskoczyła o co chodzi, basen stał się ulubionym sposobem spędzania czasu. Skakanie, wyławianie zabawek i pływanie dają jej wiele radości. A opuszczenie zajęć to najgorsze co może ją spotkać. Dla mnie dużą zaletą jest fakt, że Kalina jest oswojona z wodą i nie muszę bać się o nią latem nad jeziorem czy morzem. Gdy potknie się wbiegając do wody - po prostu wstanie i z uśmiechem popędzi dalej. Na dodatek sama pilnuje by nie wejść za głęboko. A jak już jej się zdarzy na chwilę stracić grunt - spokojnie dopływa do brzegu.
Z Gają postanowiliśmy zacząć pływanie jak najwcześniej - gdy jest na tyle mała, że nowe zdarzenia są dla niej oczywistością. Ponieważ urodziła się w kwietniu, to latem sami często wchodziliśmy z nią do wody. Kąpiel w ramionach mamy bądź taty sprawiała jej dużą frajdę. Cieszyła się szczególnie wtedy, gdy udało jej się rączką zrobić fontannę. Gdy miała pół roku - poszła na basen. Spodobało jej się. Zajęcia w ramionach mamy, chlapanie, pluskanie. A jednocześnie oswajanie się z wodą, nauka pływania.,
Jeżeli my kochamy wodę - pokochają ją także nasze dzieci. A czym szybciej nauczą się pływać, tym bezpieczniej będziemy się czuć w wakacje nad wodą. Najważniejsze, aby takie zajęcia sprawiały nam i im dużo radości. A gdy pojawiają się trudności to spokojem i cierpliwością możemy pokazać dziecku jak przezwyciężyć kłopoty. Wystarczy bliskość i radość ze wspólnie spędzonego czasu.

poniedziałek, 25 października 2010

Z dzieckiem w góry

Właśnie wróciliśmy z Chorwacji. Jak wszyscy wiedzą słynie ona z przepięknego wybrzeża, gdzie góry schodzą wprost do morza. Pojechaliśmy tam podziwiać zarówno morze jak i góry. No właśnie - góry. Ogólnie uważa się, że z małym dzieckiem nie da się pochodzić po górach. Owszem, można pojechać do kurortu, podziwiać piękne widoki. A my mamy dwójkę... Pojechaliśmy i weszliśmy na szlak...
Oczywiście nie jest to sprawa łatwa - wymaga przygotowania. Nie pomoże nam w górach żaden wózek. Wprawdzie w Hiszpanii chodziliśmy z wyczynowym wózkiem X-lander po góskich drogach, ale na szlaku nawet on nie da rady. Nie będziemy też przecież nosić dziecka na rękach. Pozostaje sposób prosty i wygodny - chusta. Tylko chusta pozwala nam z dzieckiem dotrzeć wszędzie. Oczywiście potrzeba tutaj treningu. Ja trenowałam z Gają od 5 dnia jej życia - była noszona codziennie, na spacery i przy zwykłych czynnościach domowych. Noszenie codzienne ćwiczy mięśnie i nie zauważa się coraz większego ciężaru. A dziecko jest zadowolone czując  bliskość.
Gdy tylko zobaczyłam szlak górski w Chorwacji zamarzyłam o jakieś krótkiej wycieczce. Weszliśmy na szlak. Kalina dzielnie wspinała się po wielkich dla niej kamlotach, a Gaja podróżowała w chuście na moim brzuchu. Przemek dostarczał nam wody. Kalina jako najsłabsze ogniwo potrzebowała przerw, ale jednocześnie była zachwycona że może iść w góry trasą dla dorosłych. A ja nie musiałam rezygnować ze swoich przyjemności.
Często słyszy się, że gdy pojawia się dziecko, całe życie wywraca się do góry nogami i należy zrezygnować z wielu przyjemności. A przecież dziecko jest szczęśliwe, gdy może uczestniczyć w dorosłym życiu, a nie w namiastce skrojonej na jego potrzeby. Dziecko chce żyć w świecie szczęśliwym, a taki mogą stworzyć mu tylko szczęśliwi rodzice, którzy realizują swoje marzenia.

piątek, 1 października 2010

Na Dobra-Noc

Łóżka, łóżeczka - jeszcze zanim zobaczymy po raz pierwszy nasze pociechy  przeglądamy katalogi i przemierzamy sklepy w poszukiwaniu najbardziej komfortowego miejsca do spania. No właśnie - szukamy tego co najbardziej nam odpowiada do dziecinnego pokoiku: różowe, niebieskie, słodziutkie... A co na to przyszły lokator nowego łóżeczka? Zastanówmy się chwilę. Czy dziecko rodzi się z chęcią spania w sterylnym i odizolowanym świecie małego łóżka? Dziecko przychodzi na świat i przygotowane jest na jedno - bliskość z matką. To ją zna - jej serce jest muzyką jakiej słucha nieustannie, jej głos jest dźwiękiem jaki rozpoznaje. Tylko w bliskości z mamą znajduje poczucie bezpieczeństwa. Więc łóżko tak, ale nie łóżeczko. Łóżko, duże, jak największe by zmieściła się w nim cała rodzina, aby w nocy dziecko czuło twój zapach, twój oddech i dzięki temu było w swym małym świecie bezpieczne.
Tak też powitaliśmy naszą pierwszą córkę - kupiliśmy ogromne łóżko i w nim wymościliśmy miejsce też dla niej: kocyk, śpiworek. Co za wygoda - nie ma nocnego płaczu, nie trzeba wstawać na karmienie... Cała nasza  nowa rodzina w jednym wielkim łóżku. Blisko i bezpiecznie. I wstajemy raczej wyspani. Raczej, bo zdarzały się niestety pobudki skoro świt.
Nasza córka nie budziła mnie w nocy płaczem. Gdy była pora karmienia zaczynała się wiercić i to mnie budziło. Wygodnie i miło spało nam się razem. Gdy urodziłam drugą dzidzie wiedziałam już, że jej miejsce jest koło mnie. Tym razem byłam odważniejsza - Gaja śpi pod jedną kołdrą ze mną. Czuję ciepło jej ciała i obu nam zapewnia to poczucie bezpieczeństwa. Jest przy mnie, więc nic jej się nie dzieje. Jej małe nóżki dotykają mnie, a gdy jest głodna, po prostu zaczyna się wiercić. Często smera mnie wtedy rączkami po placach, a ja się odwracam i na wpół śpiąc karmię ją piersią. Ze spania w takiej bliskości wynika jeszcze jedna zaleta - Gaja śpi zazwyczaj tak długo jak ja sama :) Mam więc niemowlaczka, który potrafi spać do godziny 9 rano. I obie budzimy się wyspane :)
To niesamowite jak naturalna staje się bliskość z dzieckiem gdy tylko jej na to pozwolimy.