niedziela, 15 maja 2011

Noc Muzeów


Wczorajszy wieczór spędziliśmy oczywiście na odwiedzaniu muzeów. Pogoda dopisała, zabraliśmy suchy prowiant, picie i wyruszyliśmy. Dzieciaki bawiły się wyśmienicie, a i my znaleźliśmy coś dla siebie. Ale przede wszystkim poczuliśmy się zainspirowani, i poczyniliśmy plany na kilka kolejnych wycieczek. Okazało się także, że Kalina jest niezmiernie zafascynowana zwiedzaniem. Podobało jej się wszystko, zajęcia dla dzieci, chodzenie z miejsca na miejsce, oraz muzea z "dorosłymi" ekspozycjami. Gaja też dość długo wesoło biegała dookoła, aż w końcu przyszła na ręce z widoczną chęcią - spać. Zasnęła i nic nie zdołało jej obudzić, nawet pokaz bębniarski :)
Nasuwa mi się kilka refleksji - przede wszystkim szkoda, że noc muzeów jest tylko raz do roku... A poważnie - jest to świetna impreza. Wiele muzeów zorganizowało specjalne zajęcia dla dzieci, a także różnego rodzaju dodatkowe atrakcje - warsztaty, koncerty, pokazy. Dziwi mnie natomiast tłum ludzi w jednym miejscu i spokój w innych. My początkowo wybraliśmy się do Centrum Hewelianum, zwiedziliśmy tam niewiele, za to Kalina wzięła udział w konkursie plastycznym. Do głównych wystaw były takie kolejki, że postanowiliśmy tu wrócić innym razem - godzina,dwie stania to nie dla nas. Poszliśmy dalej - do Muzeum Narodowego. Tutaj już było dużo spokojniej, dla dzieci były zorganizwane dodatkowe atrakcje, a dla wszystkich - pokazy tańców, koncert bębniarski i inne. Oczywiście poszliśmy jeszcze dalej, a koło północy Kalina zachciała do domu - wsiedliśmy więc do "muzealnego" autobusu, który podwiózł nas na parking, gdzie czekało auto. Dojechaliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni.
Jednym słowem Noc Muzeów, mimo swej późnej pory, okazała się być wspaniałą imprezą dla dzieci. Wszędzie, gdzie się wybraliśmy, czuliśmy się bardzo dobrze. Staraliśmy się tak modyfikować pomysły i trasę wędrówki, by wszyscy byli zadowoleni. A poza tym spacer po staramy mieście Gdańskim, ciepłym wieczorem, jest sam w sobie wydarzeniem przyjemnym :)

wtorek, 10 maja 2011

Blaski i cienie


Macierzyństwo przedstawiane jest wszędzie w samych superlatywach. Mama karmiąca niemowlaka łyżeczką w czystym i słonecznym pokoju. Rodzina na łące, dzieci biegają, dorośli siedzą przy piknikowym kocu. Mama podaje obiad do stołu i wszyscy chętnie zajadają. Uśmiechnięte dzieci, uśmiechnięte mamy. Przecież dziecko przynosi same miłe chwile...
Życie jednak nie jest aż tak różowe. Miło jest pokazywać tylko pozytywne strony, ale prawda wygląda nieco inaczej. Małe dziecko oczywiście jest cudowne, kochane i nie powtarzalne. Ale czasem jest marudne, czasem przeziębione i zazwyczaj brudne już pięć minut po ubraniu czystych ciuchów. No przynajmniej Gaja tak ma, Kalina czasem i do obiadu jest prawie czysta ;)
A mama jak to mama - czasem jest po prostu zmęczona. Czasem ma dość prania, gotowania i sprzątania. Czasem chciałaby chwilę posiedzieć w ciszy. A czasem chciałaby sprzedać dzieci i uciec gdzieś na drugą stronę globu. Ja tak mam. Czasem...
Oczywiście nieprzespane noce, płacz, zmęczenie, pytania bez odpowiedzi, które sobie zadajemy - czy dobrze robię, czy to jest właściwe, czy na pewno - to wszytko mija. Patrzymy na nasze śmiejące się pociechy, dostajemy laurkę i znów zbieramy siły, i znów się nam chce. Niemniej jednak pamiętajmy, że istnieją też te gorsze chwile macierzyństwa, te trudniejsze dni. Pytanie i problemy z którymi zostajemy same, zmęczenie, krzyczące dziecko, obiadek lądujący na dywanie, płacz. Czasem nie wiemy co się dzieje, czasem nie umiemy znaleźć rozwiązania. Szczególnie młode matki są na to narażone. I taka myśl jak mantra: a miało być tak pięknie...
Czasem potrzebuję poczuć, że nie tylko ja nie mam siły. I choć mam najwspanialsze dzieci na świecie, to nie zawsze wiem co zrobić, szukam różnych rozwiązań, ścieżek, błądzę. Potem przybiega do mnie uśmiechnięta Gaja i rozgadana Kalina i już świat zaczyna kręcić się w pozytywną stronę :)

wtorek, 3 maja 2011

Majówka


No i wyruszyliśmy na majówkę. Kalina już od jakiegoś czasu wspominała, że chciałaby pojechać na biwak, a skoro zbliżał się długi weekend, postanowiliśmy skorzystać z okazji i odwiedzić powstający nieopodal domek ekologiczny. Mimo nie sprzyjającej pogody, dzieci zachwycone cały dzień spędzały kręcąc się nieopodal głównych wydarzeń, pomagając, zaglądając. Kalina chętnie uczestniczyła we wspólnym przygotowywaniu posiłku w kuchni polowej dla całej grupy (ponad 30osób). Rozkładanie "małego domku" też stanowiło nie lada atrakcję. Wieczorem, zmęczone maluchy szybko zasypiały w namiotowych śpiworach. A my spędziliśmy miły czas z ciekawymi ludźmi, ucząc się przy okazji nowych rzeczy o budownictwie ekologicznym a także o kuchni wegetariańskiej :)
Wyjazdy z dziećmi pod namiot to wspaniała sprawa, co roku udają nam się takie biwaki - nawet dla Gai to już nie pierwszy :) Spotykamy często ludzi, którzy podziwiają nas za odwagę, pytają jak nam się to udaje. Ale tak naprawdę większość dzieci uwielbia takie biwaki i dni spędzane na świeżym powietrzu. Oczywiście trzeba się odpowiednio przygotować - ciepły śpiwór, duży namiot i jakiś miękki koc, by wygodnie zasnąć (karimaty niestety są troszkę twarde...). My zawsze mamy ze sobą małą kuchenkę i jakieś szybkie przekąski dla głodnych maluchów. Oczywiście bierzemy też zabawki, ale na świeżym powietrzu jest tyle atrakcji - zbieranie kwiatów, zrywanie liści bazylii i wrzucanie ich do sałatki, ognisko, granie na bębnie - wszystko to sprawia, że często są one zbędne. Tak było i tym razem.
Wyjazd na biwak to wspaniały sposób spędzania czasu razem. Trzeba tylko przygotować ciepłe ubranie i nie przejmować się brudnymi ciuchami, pogodą i tym by posiłki były na czas. Trzeba zabrać dużo humoru i pozwolić dzieciom na swobodę i zaglądanie gdzie tylko zechcą. No i nie należy się obawiać zimnych nocy czy chłodnych poranków. Wszytko można opanować odpowiednimi ubraniami.
Polecam więc zapakować  plecak i wyruszyć na weekend lub na tydzień. Dzieci to wspaniali kompani takich wypraw :)