czwartek, 24 lutego 2011

Daj zabawkę


Gdy pojawia się dziecko, dom zaczyna być opanowywany przez zabawki. Mnożą się one bardzo szybko. Coraz to nowe i nowe... Gdy na świat przychodzi drugie dziecko, rodzice nie zamierzają już kupować kolejnej porcji zabawek.Chcą by te były wykorzystywane wspólnie. Żeby takie podejście można było zastosować bez większych konfliktów (mniejsze pojawiają się zawsze) trzeba sprawę dobrze rozważyć z punktu widzenia naszego dotychczasowego jedynaka. Bo oto dziecko miało wszystko dla siebie a nagle pojawia się brat czy siostra i zaczyna wszystko zabierać...
Przyjrzyjmy się temu przez chwilę. Gdy małe dziecko zaczyna się przemieszczać i zwiedzać świat - chwyta wszystko co wyda mu się interesujące. A najbardziej interesujące są te rzeczy, którymi posługują się inni. Mama trzyma widelec - świetnie trzeba go jej zabrać. Tata gada przez komórkę - muszę spróbować co to takiego. Siostra ma pluszaka - muszę go potarmosić... Rodzice często dają dziecku do zabawy to czym się zainteresowało, nasz niemowlak może w ten sposób poznawać świat, a dorosły może przez chwilę się pozajmować swoimi sprawami.Gorzej sytuacja się ma, gdy tego samego zachowania wymagamy od starszego dziecka... Często słyszę zdania: daj jej to - jest młodsza. Rodzice zapewniają sobie w ten sposób odrobinę spokoju, natomiast starsze dziecko popada przez to we frustrację. Nie dość, że do tej pory wyłącznie jego zabawki stały się wspólne, to jeszcze musi je oddać młodszemu rodzeństwu, tylko dlatego że ono tak chce... Taka sytuacje nie buduje silnej więzi między dziećmi.
Można podejść do sprawy trochę inaczej. Gdy Gaja chce odebrać Kalinie zabawkę, to prosimy Kalinę by przyniosła jej coś podobnego i to dała (lub sami szukamy czegoś fajnego). A gdy Kalina daną zabawką skończy się bawić - dajemy ją Gaji. Gdy Gaja kaprysi, staramy się odwórcić czymś jej uwagę. Jest to dość łatwe - można pokazać coś innego kolorowego, jakiś dźwięk. Dziecko dość szybko się uczy, że nie zabiera się innym... Ponadto Kalina ma swoje strefy, w których może budować domki czy rozkładać zamki i do których młodsza siostra na razie nie ma dojścia - są odgrodzone pufami i krzesłami lub na podwyższeniu. Kalina jest też nauczona, że jak coś zostanie na podłodze, to jej siostra to zarekwiruje i już, więc trzeba uważać :)
Ponadto dla małego dziecka pożyteczna jest zabawa w dać-oddać. Gaji sprawia dużo śmiechu, a polega po prostu na tym, że dajemy coś dziecku (mówiąc prosty komunikat: dać Gaji), a za chwilę bierzemy - (mówiąc Gaja da mamie, tacie, Kalinie). Dajemy - odbieramy wszyscy po koleji, a napięcia związane z rzeczami są rozładowywane.
A najważniejsze to wymyślać takie zabawy, gdzie duzi i mali mogą być koło siebie, bawić się razem i uczyć się wspólnych działań. A wtedy będzie rozwijać się silna więź między dziećmi. A o to przecież chodzi :)

3 komentarze:

  1. Tą zabawę w daj-oddaj chyba muszę zacząć wykonywać w moim domu częściej :-)
    U mnie różnica wieku jest o wiele mniejsza niż u Ciebie, dodatkowo moi faceci mają dość silne charaktery. Może popełniłam jakiś błąd. Stosowałam podobne metody do Twoich, choć pewnie nie zawsze.
    Ostatnio niestety dzieje się coś takiego że: starszy się czymś bawi, podchodzi młodszy zaczyna mu wyrywać, proszę starszego żeby dał podobną zabawkę młodszemu i tak też robi na co młodszy koniecznie chce dokładnie tej samej zabawki co brat, inną rzuca ze złości, że nie dostał tej co chciał :-o
    Może masz pomysł jak mogłabym to wygasić takie zachowanie młodszego?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteś rewelacyjna! Znów mam podobne zdanie jak Ty, ale chciałam dodać coś od siebie, mogę??:) Prowokujesz! :P

    Po pierwsze, my też mamy podobną zasadę, tzn. jeśli Oluś nie śpi, a chcemy bawić się czymś, czego nie chcemy żeby Olek nam 'popsiuł", bawimy się na stole (powoli stół przestaje być dla Olka granicą, mam nadzieję, że szybko nauczy się szanować przestrzeń zabawową Stasia - tego też uczymy się cały czas). Jeśli śpi, bawimy się na macie:) Staś często, gdy wyciąga zabawkę z półki mówi do siebie: Olek śpi, więc mogę pobawić się na macie, albo Olek nie śpi, idę bawić się na stół.
    Po drugie, ja często (oprócz tego o czym Ty piszesz) stosuję inną metodę. Gdy Olek koniecznie chce bawić się tym co Staś (a mamy dokładnie jak pisze Dag, musi być dokładnie to co ma Staś żaden zamiennik nie wchodzi w grę!), podchodzę do nich i mówię: widzę dwóch chłopców, którzy chcą bawić się tą samą zabawką, ty Stasiu bawiłeś się nią pierwszy itp itd., a ty Olku zobaczyłeś, ze Staś się nią bawi i też zachciało ci się nią bawić, itp itd. Potem mówię" problem jest naprawdę trudny, ale wierzę, że coś wymyślicie co zadowoli was obu. Czasem wtedy wychodzę i sprawa jakoś się załatwia (może przez moje gadanie obaj stwierdzają, że mają dość tej zabawki:)). Ale czasem to nie działa, dalej jest walka. Wtedy proszę Stasia, żeby zaproponował swoje rozwiązanie, przypominając, że musi być dobre dla obu. Staś coś wymyśla, sprawdzamy, czy Olkowi się podoba. Jeśli dalej jest bek, mówię, że to raczej niedobre rozwiązanie, bo Olek nie jest zadowolony. Zachęcam więc Stasia do myślenia dalej. W końcu w której iteracji problem jest rozwiązany.
    Czasem to wszystko trwa jakiś czas, ale przecież nikt nie mówił, że wychowywanie dzieci to łatwa i przyjemna robota:) Choć mają taki blog jak ten po ręką, praca staje się o wiele łatwiejsza:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarze, zawsze miło pomyśleć o czymś wspólnie :)
    To prawda, że tłumaczenie bardzo dużo pomaga. Choć u mnie Gaja jest jeszcze malutka i raczej wiele nie rozumie, to zawsze bardzo dobrze działało to na Kalinę, jak np. mówiłam: Gaja jakmogłaś nam podrzeć tą kartkę, przecież my tu z Kaliną robiłyśmy to i tamto... Wtedy Kalina się uspokajała i widziała, że nie ma co się złościć, stało się, a Gaja nie zrobiła tego celowo. Choć niestety jeszcze nie bardzo da się rozwiązywać konflikt na soposób dyskusji, gdyż to Kalina musiałaby rezygnować z czegoś na rzecz Gaji. Taki przykład. Kalina robi wycinankowe roboty. Najpierw zrobiła tekstury farbami, a teraz rysuje i wycina części robotów. Na to budzi się Gaja i okazuje się, żejedyne czego chce to nożyczek Kaliny, która jest skłonna jej pożyczać pomiędzy wycinaniem, ale Gaja chce zabrać i już. Żadne rozwiązanie kompromisowe nie wchodzi w grę, tym bardziej że Kalina po prostu chce skończyć pracę, którą zaczęła. No i jest to typowy przykład u dziecka szukania granic (a raczej sposobów na ich poszerzanie). W takiej sytuacji ja zajmuję się spokojnymtłumaczeniem Gaji, że niestety nożyczki nie sądla niej teraz dostępne (oferuję jej inne zabawki, inne nożyczki i wogle inne rzeczy) i czekam aż się "wyzłości". W sumie dziecko ma też prawo wyrazić jakoś swojązłość, niezadowolenie. I choć jest to trudne dla nas, rodziców, to czasem trzeba im na to pozwolić. Dopiero z biegiem czasu da się nauczyć innych metod rozładowania emocji. A teraz dziecko musi pokrzyczeć, porzucać zabawkami. Ważne by być z dzieckiem, łagodnie mówić. Po chwili wszytko minie. U nas też po chwili Gaja doszła do wnioku że skoro tak to weźmie mnie za rękę i pochodzimy (intensywnie teraz ćwiczy dunożność :) ). Więc Dag, może twój syn też po prostu szuka sposbów na poszerzanie granic. A może u Ciebie do zastosowanie jest rewelacyjna metoda dialogu którą opisuje K.
    I dziękuje za komentarze oraz dobre słowa - mi samej dużo czasu zajmowało wypracowywanie pewnych metod z Kaliną. Teraz jest już łatwiej :)

    OdpowiedzUsuń