poniedziałek, 31 stycznia 2011

W grupie raźniej


Dzieci, jak wiemy, są wymagające. Ciągle chcą naszej obecności, ciągną za rękaw, za spódnicę, zadają setki pytań. Czasem z trudem za nimi nadążamy. Jak tylko człowiek usiądzie na minutkę z herbatką, od razu pojawia się nie cierpiąca zwłoki sprawa. A gdy wieczorem myślimy już tylko o tym, jak tu odpocząć, one dokazują w najlepsze nie przejawiając chęci do spania. Mama musi być mistrzynią w wynajdowaniu zajęć dla swoich pociech, tak by wszyscy robili coś pożytecznego, a na dodatek posiłki znajdowały się na stole o rozsądnych godzinach. Zawsze zastanawiało mnie jak ludzie radzili sobie z dziecięcą energią dawniej. I okazuje się, że wcale nie musieli...
Wystarczy spotkać się z koleżanką i jej dziećmi. Wtedy nagle okazuje się, że można spokojnie usiąść, wypić herbatę czy kawę a dzieci zadowolone dokazują. A jak się przyjrzeć z bliska to potrafią wymyślić niezłe zabawy...
Gdy przychodzi do mnie koleżanka z dwoma córkami (starszymi od Kaliny o kilka lat), dziewczyny świetnie się sobą zajmują. Nie potrzeba im podpowiadać: czytają książki, lepią  z plasteliny, bawią się w chowanego, rysują. Potrafią się zająć sobą przez kilka godzin i nie chcą aby im przeszkadzano. Nawet 9-cie miesięczna Gaja podąża za nimi i patrzy co one wyczyniają. A one chętnie przyjmują ją do swego grona, coś pokazują, podają zabawki.
Ach, mieszkać blisko z koleżanką, która ma dzieciaki w podobnym wieku... Ja sama pamiętam ze swojego dzieciństwa sąsiadki-koleżanki, które mieszkały dokładnie nad nami. Co dzień bywałyśmy u nich, a one u nas... Mama musiała wyjść do sklepu - bez problemu zostawiała nas u góry. Sąsiadkę bolała głowa - wszyscy bawiliśmy się u nas. Pamiętam bieganinie w tę i spowrotem... A teraz coraz większe blokowiska,a ludzie żyją coraz dalej od siebie. Koleżanki, przyjaciółki często mieszkają w innej dzielnicy. Młode mamy zostają same z dzieciakami i nie mają możliwości wyskoczyć na chwilkę do sklepu bez organizowania poważnej wyprawy...
Ja sama chętnie widziałabym u siebie jakieś koleżanki czy kolegów dla Kaliny. Z przyjemnością organizowałabym zajęcia dla małej grupki dzieci, bo wiem że gdy coś wymyślę, dzieci chętnie pobawią się razem, a ja będę miała chwilę dla domu, a nawet dla siebie :) Poza tym dzieci uczą się przez obserwację, uczą się wzajemnych relacji, dzielenia się, współistnienia. Starsze opiekują się młodszymi, młodsze podpatrują starsze. Wiele istotnych dla rozwoju dziecka zjawisk jest odcinanych poprzez brak społeczności, choćby małych, w których na co dzień mogłyby przebywać dzieci. Na dodatek, według badań, dla dzieci najkorzystniej jest przebywać w grupie różnolatków, a nie w sztucznie stworzonej, na potrzeby przedszkoli i szkół, grupie rówieśników...
A i matki trochę by odpoczęły widząc jak ich pociechy bawią się z dzieciakami...

2 komentarze:

  1. Tak brakuje w dzisiejszym świecie więzi sąsiedzkich...Bardzo nad tym ubolewam, a z drugiej strony jestem ciota bo nic z tym sama nie robię :-o

    Ja np. zauważayłam, że moje dzieci lgną bardziej do dzieci starszych od siebie... Byłam kiedyś w szoku jak mój wtedy 2 latek próbował wkręcić się w zabawę z chłopcami ok. 6, 7 lat. Oni się gonili, a Kapcer za nimi :-) Oni też próbowali go wciągnąć w gonitwę, ale jakoś ostatecznie nie doszli do porozumienia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się zdaje, że wszystkie dzieci chcą starszego towarzystwa - mogą się wtedy wiele uczy, a część tych umiejętności jest w "zasięgu ręki". Co innego rodzic - dzieckogo obserwuje, uczy się, ale przepaść umiejętności jest tudużo większa, z czego nawet małe dziecko intuicyjnie zdaje sobie sprawę. W zsadzie każdy kontakt z dziećmi jest dobry, zawsze wiąże się z pewną nauką, a czym bardziej zróżnicowana wiekowo grupa, tym lepiej. Dlatego dzieci powinny mieć możliwość grup przedszkolnych "różnowiekowych"...

    OdpowiedzUsuń