poniedziałek, 14 marca 2011

Podróże małe i duże

Wczorajszy dzień spędziliśmy na Kolosach w Gdyni. To wielkie wydarzenie, podróżnicy z różnych części Polski zjeżdżają się, by opowiadać o swoich wyczynach i oczywiści pokazywać zdjęcia z najróżniejszych części świata. A ponieważ my interesujemy się podróżami, to oczywiście nie mogliśmy tego ominąć. Kalina wróciła zachwycona. Oglądała zdjęcia z Afryki, o której tyle opowiada ostatnio. Zainteresowały też ją krokodyle z Nowej Gwinei. A oprócz tego spotkała dzieci, z którymi świetnie się bawiła. No i oczywiście tańczyła na koncercie :) A my, cóż, cieszymy się, że udało nam się obejrzeć kilka naprawdę interesujących prezentacji i spotkać miłych, otwartych ludzi. Jednak część czasu upłynęła nam na walce z obsługą, która starała się, by brykające dzieci podczas pokazów siedziały na krzesełkach. Oczywiście wszyscy rodzice doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie da się cztero czy pięcio letniego dziecka zmusić do siedzenia i spokojnego oglądania slajdów (nie mówiąc o Gai, która bawiła się świetnie, lecz nie na oglądaniu zdjęć jej zabawa polegała).
Po wizycie mojego męża u organizatorów, ochroniarze w końcu odpuścili i pozwolili dzieciom biegać. Lecz zanim to nastąpiło odbyłam nie jedną ciekawą rozmową. Zaczęło się tak:
- Proszę pani, czy może pani pilnować te dzieci - zaczepił mnie pan w pomarańczowej koszulce i wskazał na pięć dziewczynek biegających dookoła. Szósta z nich, Gaja, właśnie przybiegła do mnie.
- Oczywiście, mogę - odpowiadam z uśmiecham - A czy wszystkie?
- A czy to pani dzieci? - pyta teraz pan ochroniarz. Może przyszło mu do głowy, że nie wyglądam na matkę szóstki...
- Jedno moje - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- No a gdzie rodzice reszty dzieci?
Na to pytanie już nie miałam odpowiedzi, gdyż oczywiście nie znałam tych dzieci. Rodzice siedzieli sobie tu i tam. A dzieci jak to dzieci, bawiły się wyśmienicie. I nie przeszkadzały nikomu, oprócz organizatorów, rzecz jasna.
Organozatorzy tłumaczyli się, że bepzpieczeństwo wymaga tego, by dzieci nie biegały, gdyż przejścia są jednocześnie drogami ewakuacji. Wydaje mi się jednak, że można uwzględnić obecność rodziców z dziećmi i tak zaplanować przestrzeń, by było też trochę miejsca dla biegających dzieci.

Bardzo martwi mnie sytuacja w Polsce, gdzie na większości imprez dzieci nie są mile widzianymi gośćmi. Chcemy wychowywać nasze dzieci, uczyć je jak świat wygląda, a na zwykłym spotkaniu podróżników o miejsce dla dzieci trzeba walczyć... A przecież nie stanowi chyba problemu zostawienie pewnego obszaru dla dzieci, a krzesełek czy podłogi obok dla rodziców, by mogli swobodnie obserwować swoje pociechy, nie rezygnując jednocześnie ze śledzenia pokazów na ekranach. Dziecko rozwija się mogąc uczestniczyć w normalnym życiu społeczności, nawiązywać znajomości z innymi dziećmi. A jednocześnie zerkać na to, co robią rodzice. Zaś w Polsce cały czas izoluje się rodziny od wydarzeń kulturalnych. Są rzeczy dla dorosłych i osobno dla dzieci. A przecież  większość tych wydarzeń "dla dorosłych" jest też wspaniałym miejscem dla dzieci. Do zabawy i poznawania. Dzieciom nie potrzeba dużo.Ot miejsce, gdzie będą mogły radośnie biegać razem, w okolicy swoich rodziców.
My wytrwaliśmy, przeprowadziliśmy kilka rozmów z ochroniarzami, zainterweniowaliśmy u organizatorów i wreszcie dano dzieciakom spokój. Ale ilu rodziców do tego czasu zdołało się wycofać. Ile mam wróciło, sfrustrowanych, że z dzieckiem nie można się rozwijać i poznawać świata, bo dziecko przeszkadza.
Myślę, że trzeba zmieniać świat, by pokazywać dziecko jako pełnoprawnego uczestnika, a mamę jako osobę, która jest obecna w wydarzeniach kulturalnych naszego społeczeństwa. Bycie matką to nie tylko pieluchy i gotowanie obiadów, ale także rozwijanie się i uczenie dziecka świata i życia społecznego. Nie da się tego zrobić siedząc w domu...

2 komentarze:

  1. Zgadzam się w 100 %. Wiele razy mnie spotkały podobne sytuacje :-) CHoć z drugiej strony jest lepiej, przynajmniej w Warszawie da się zauważyć zmiany na lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może trójmiasto pójdzie w ślady Warszawy... U nas na razie ratuje nas tylko spokój i pogoda ducha :)

    OdpowiedzUsuń